Wena - zapał twórczy, natchnienie. Coś bardzo ulotnego. Pojawia się niespodziewanie, czasem utrzymuje się kilka dni, tydzień, a czasami znika po godzinie. Najbardziej absurdalną rzeczą dotyczącą weny, w moim przypadku jest to, że pojawia się zawsze wtedy, kiedy akurat spożytkować jej nie mogę. Ciągły brak czasu ma tu też duże znaczenie, mimo tego gdy tylko uda mi się znaleźć wolną chwilę, wena pryska jak mydlana bańka. Smutne, ale ostatnio tak to właśnie wygląda. Trzeba z tym walczyć, nie ma innej rady. Idą święta, może uda mi się coś z tym zrobić, przynajmniej taką mam nadzieję :)
Tymczasem, pochłonięta manią Thora (bożejakionwspaniały), małymi kroczkami, powolutku stworzyłam takie oto cuś. Czasu zajęło mi to dużo, przyznaję, ale udało się. Z efektu końcowego jestem zadowolona. Niestety tradycyjnie, zdjęcie nie jest w stanie oddać rzeczywistego efektu, szczególnie, że mój telefon posiada jakość mikrofalówki...
A jako bonus, mam jeszcze takie małe "work in progress" zrobione milion lat temu :)
dumny mąż !
OdpowiedzUsuń